Od 1 lutego przestaje istnieć Biuro Ochrony Państwa. Zastąpi ją nowa formacja o nazwie Służba Ochrony Państwa, wyspecjalizowana w ochronie najważniejszych osób i obiektów w państwie, liczniejsza i wyposażona w nowe narzędzia. Jak zapewnia MSWiA, funkcjonariusze BOR pozostający na dotychczasowych stanowiskach nie stracą finansowo w związku z powstaniem SOP. Nowa służba będzie elitarną służbą, wyspecjalizowaną w ochronie najważniejszych osób w państwie.
Kandydaci do SOP będą badani wariografem
Resort spraw wewnętrznych i administracji planuje również systematyczne zwiększanie stanu etatowego formacji, która ma docelowo osiągnąć zatrudnienie na poziomie 3 tysięcy funkcjonariuszy. Jak informuje MSWiA, liczba przyjmowanych do służby nowych funkcjonariuszy stale wzrasta. W 2016 r. do BOR przyjęto 134 młodych funkcjonariuszy, w 2017 r. 155 funkcjonariuszy, a w pierwszym miesiącu tego roku 36.
Opracowane zostaną też nowe zasady naboru do służby. Kandydaci i funkcjonariusze będą mogli być poddawani badaniom na wariografie, czyli popularnym wykrywaczu kłamstw. Podobne rozwiązanie stosowane jest teraz w trakcie naboru do Straży Granicznej i części innych służb. Przepisy pozwolą też pozyskać do służby w SOP funkcjonariuszy pracujących obecnie w innych formacjach mundurowych m.in. Policji, SG czy PSP.
Zmiany wymusiło życie i zbyt bliskie kontakty w VIP-ami
Przeprowadzenie głębokiej reformy w Biurze Ochrony Rządu było konieczne od dłuższego już czasu. Po serii wpadek BOR jakie miały ostatnio miejsce (m.in. z limuzyną premiera) obecna koalicja prawicowa doszła do wniosku, że źle się dzieje w tej dwutysięcznej formacji mundurowej. Objawy tej choroby od dawna są znane. Są to: brak standardów czy też zaniedbanie i niefrasobliwość, co w dużej mierze wynika z nieprawidłowych relacji na linii VIP – ochrona.
Należy przypomnieć upublicznioną dwa lata temu przez „Wprost” rozmowę byłego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza z ówczesnym prezesem NBP Markiem Belką nagraną w restauracji. Otóż ówczesny szef MSWiA i zarazem koordynator służb stwierdził , że oficerowie BOR-u cierpią na syndrom sztokholmski, czyli zaprzyjaźniają się z politykami. Sam – jak mówił w nagrywanej przez kelnerów rozmowie – odebrał kilkanaście telefonów od najważniejszych ludzi w tym kraju, „żebym – broń Boże – nie robił krzywdy BOR–owcom, więc mam wykręcone ręce”. Tłumaczył też, dlaczego nie może zreformować tej służby – ponieważ „od dyskrecji BOR-u zależy parę istotnych kwestii w tym kraju” i byłby to „po prostu rodzaj samobójstwa”.