Tomasz Praga, komendant główny Straży Granicznej, dwugwiazdkowy generał, czyli dywizji. Czym jest dywizja i co to znaczy być generałem – można mieć wątpliwości, czy ta postać orientuje się w tak złożonej materii. Człowiek, który na Polskę mówi „mateczka”.
Pan Praga rządzi Strażą Graniczną od 2018 roku. Na warszawskie salony Dobra Zmiana wywindowała go z bieszczadzkiej kancelarii. Mówi się, że jest jakimś tam pociotkiem pana Kuchcińskiego, tego byłego marszałka Sejmu. Kuchciński może jest i byłym marszałkiem, ale pozostaje wciąż aktualnym Wielkim Podszeptującym na dworze Prezesa rządzącej partii. Bliżej ucha Prezesa są być może tylko Siłowi Mariusze – Kamiński i Błaszczak. W każdym razie Praga ma takie „plecy”, że od jądra władzy nie zdołałby go oderwać nawet tysiąc atletów po zjedzeniu tysiąca kotletów.
Takich, jak Praga, w służbach określa się złośliwie „kangur” – bo takie susy sadzą na wyboistym szlaku awansów. Gryzipiórek przekładający zakurzone teczki w Przemyślu, nagle z siłą wodospadu ląduje w stolicy, jako prawa ręka szefa formacji, aby szybko i płynnie zająć jego miejsce. Absolwent nie jakiejś tam trepowskiej kuźni kadr, czyli legendarnej oficerki „zmechu”. Nie nie, Praga ukończył prawdziwą szkołę życia, gdzie w retorcie ognia i cierpienia cherlawy narybek uciera się do konsystencji prawdziwych twardzieli. Administrację i zarządzanie. W Przemyślu.
Głównym komendantem został pan Tomasz w styczniu 2018 roku. Przez te cztery lata formacja musiała stawić czoła dwóm poważnym wyzwaniom, pandemii i hybrydowej wojnie na białoruskiej granicy. Z obu prób wyszła zwycięsko. W pandemii najgorszy był początek okresu obostrzeń, gdy na pierwszej linii brakowało środków zabezpieczenia. Maseczki, kombinezony, płyn, rękawiczki – chaos ogarnął wszystkie służby, ale w końcu został opanowany. Wojna hybrydowa zaangażowała oprócz strażników granicznych, także żołnierzy, policjantów i strażaków, a nawet sokistów i leśników. Finalnie przyniosła odgrodzenie Polski solidną Zaporą, mogą sobie teraz „lekarze” z Erytrei napierać, ile chcą.
Co to ma wspólnego z Pragą? Ktoś powie, że to właśnie dobrze, że pod jego wodzą tak sobie Straż Graniczna wyśmienicie poradziła. A ja powiem inaczej. Straż Graniczna tak sobie wyśmienicie poradziła POMIMO, że dowodzi nią Tomasz Praga, były przemyski kancelista po administracji.
Próbkę swych talentów dał Praga, generał dywizji, na początku 2019 roku. Związkowcy od Roberta Lisa błagali go, aby zrobił cokolwiek w sprawie świadczeń dla przewodników psów, które zakończyły służbę w Straży Granicznej. Psy i konie służbowe były traktowane, jak przedmioty, dosłownie. One formalnie nie odchodziły ze służby, tylko podlegały wybrakowaniu. I nic się nie należało ludziom, u których boku ofiarne czworonogi traciły zdrowie dla Polski. Praga bał się cokolwiek samemu zdecydować. „Nie znajdował podstaw prawnych”, aby z gigantycznego budżetu formacji wyasygnować rocznie sto tysięcy złotych na bezzwrotne zapomogi dla przewodników. Kwota odpowiadająca cenie jednego radiowozu, pozwoliłaby wypłacać im miesięcznie po kilkaset złotych. Przecież jedzenie i leki kosztują, a kto się ma zająć czworonożnym emerytem? Człowiek przyzwoity nie pójdzie w ślady posłanki Scheuring-Wielgus.
Praga zasłaniał się projektowanymi zmianami przepisów o ochronie zwierząt. Tyle, że wtedy to była bajka o żelaznym wilku. Wraz ze śmiercią „Piątki dla zwierząt” całe to pokrętne lawiranctwo wzięło w łeb. Dopiero w grudniu 2021 roku weszły w życie przepisy, które radykalnie odmieniły los czworonożnych emerytów. Jednak egzamin z inicjatywy Tomasz Praga oblał. Okazał się miernym pasywnym mydłkiem.
O losie polskich psów decyduje Praga
W okresie od objęcia funkcji komendanta, Tomasz Praga okazał się kimś jeszcze. Mianowicie bardzo się on lubi z Kolasą, który od lata tego roku już drugą kadencję obsiada stołek szefa NSZZ FSG, największego związku zawodowego, zrzeszającego strażników granicznych. Kolasa przewodzi hałastrze leni, łasych na wszelkie profity załganego serwilizmu. Co z tego ma Praga? Służbowy spokój. W czasie „Psiej grypy”, czyli protestu, który latem i jesienią 2018 roku przetoczył się przez służby mundurowe, Kolasa skrzętnie zadbał, żeby pozorować udział kierowanego przez siebie związku w akcji protestacyjnej, a po cichu perfidnie ją sabotował. Wymarzony partner dla pasywnej miernoty u steru władzy.
Praga wie o wszystkim, co dzieje się w Straży Granicznej. Trudno, żeby nie wiedział. Doskonale się orientuje, co to za szemrany typek, ten Kolasa. I jakim elementem się otoczył. I nic. A nawet więcej. „Nic”, to by znaczyło, że udaje, że nie wie, albo, że wstrzymuje się od działania. Ale Praga się nie wstrzymuje. Gdy Kolasa kończył pierwszą kadencję, na oficjalnym posiedzeniu zarządu głównego rozdawał swoim przydu… “współpracownikom” kosztowne podarunki. Fajki po kilkaset złotych za sztukę. Z dumą oświadczył, że zakup nie został sfinansowany z kasy Związku, tylko ufundowany przez jego „przyjaciół”. Czyli z niewiadomego źródła. A co na to Praga? A Praga, uczestnicząc w posiedzeniu jako gość, z bananem na facjacie, bez pyknięcia brewki łapówę od podwładnego przytulił. A może ci anonimowi „przyjaciele Kolasy”, to jakieś gangusy? Ja bym się nie zdziwił.
To już drugi egzamin, niezdany przez byłego kancelistę po administracji. Egzamin z transparentności.
Czy gen. dyw. SG Tomasz Praga osłania mafię?
Trzeci egzamin – na dowódcę, przebiegał następująco:
Już w czerwcu 2018 roku związkowcy od Roberta Lisa domagali się, aby sprzęt służbowy formacji mundurowych objąć dodatkowymi ubezpieczeniami. Sprzęt, to jest narzędzie. Funkcjonariusz, który się nim posługuje, musi mieć swobodę działania. Musi wiedzieć, że gdy działał zgodnie z prawem, nie będzie obciążany z tytułu uszkodzeń, jakich mienie służbowe doznało w akcji. Obtarty lakier, wgnieciona karoseria, spękana latarka, rozbity radiotelefon. Co to za pościg, gdy bardziej, niż na złapaniu bandyty, koncentrujesz się na niezarysowaniu radiowozu. Pismo poszło do ówczesnego ministra Brudzińskiego, który je, pardon my French, olał. Kolejne pismo poszło do kolejnego ministra, Kamińskiego, w czerwcu 2022 roku. Świeżynka. W dokumencie znalazł się następujący fragment:
Nie może być tak, że dla ustawodawcy i strony służbowej głównym wrogiem, zamiast agresywnego bandziora, jest funkcjonariusz, wykorzystujący powierzone mienie państwowe, aby tego bandziora zneutralizować. Rentowność i efektywność, to atrybuty, które w odniesieniu do formacji mundurowych nie idą w parze, a raczej zwykle wykluczają się. Jeśli ktoś wyobraża sobie, że można sprawnie ścigać przestępców, lub zapobiegać skutkom ich działalności, i jeszcze w ten sposób wypracować zyski dla budżetu, to powinien zredukować wachlarz służb państwowych do Służby Celno-Skarbowej. Każda inna formacja konsumuje pokaźne środki, aby spoczywające na niej ustawowe zadania, mogły być realnie zabezpieczone. Spychanie na funkcjonariuszy ciężaru odpowiedzialności materialnej za to, że ścigając zbója „popsuli autko”, jest po pierwsze nieporozumieniem, po drugie rażącą niesprawiedliwością, a po trzecie jaskrawym zaprzeczeniem pragmatyki służbowej.
Minister dał to swoim urzędnikom, a oni skierowali zapytanie do Pragi. I teraz uwaga, co kancelista po administracji odpowiedział na dramatyczny apel funkcjonariuszy – w skrócie:
1. Żadnych dodatkowych ubezpieczeń nie będzie, bo to by mogło skłaniać funkcjonariuszy, żeby nie dbali o sprzęt.
2. Zamiast się domagać ubezpieczeń, to niech lepiej sobie instrukcję obsługi przeczytają, żeby sprzętu nie psuli.
3. Ubezpieczenia są droższe, niż naprawa, więc jak się komuś nie podoba, to niech się ubezpiecza za pośrednictwem związków zawodowych.
Artykuł na portalu Info Security 24
Rozumiecie? Nie ubezpieczymy sprzętu, bo jeszcze zechcecie go używać. I instrukcje sobie poczytajcie he he. To mówi facet, który jednej minuty na pierwszej linii nie spędził, i który jest wszędzie wożony. To mówi facet, który nie wiadomo, czy instrukcję obsługi windy zna, a funkcjonariuszy, którym dzicy na pasie granicznym sprzęt kamlotami demolują, do instrukcji użycia radiowozu odsyła.
Przez całe swoje służbowe życie wił się, jak biurowa łasica, a w chwili prawdy, gdy trzeba pokazać, czy jest się za swoimi podwładnymi, czy za złotym cielcem premii z tytułu „wypracowanych oszczędności”, Praga rozdeptał swoją kruchą reputację, jak słoń w składzie autorytetów. Okazał się nikim. Małym złośliwcem, który w procedurze konsultowania odpowiedzi ministra, upatrzył sposobność, aby wyszydzić troskę swoich podwładnych o powierzony sprzęt i o poziom realizacji zadań, tych najważniejszych, w ochronie granicy państwowej.
Czy tak zachowuje się oficer? Czy tak rozumuje dowódca? Ten egzamin Praga również oblał, haniebnie.
Właśnie media obiegła wieść, że pod koniec roku nastąpi zmiana na stanowisku szefa Policji. Komendant Szymczyk zostanie emerytem. Może przy tej okazji doczekamy się też innej zmiany.
Według Wikipedii, Tomasz Praga służbę w Straży Granicznej rozpoczął w 1992 roku. Czyli teraz ma pełną wysługę, nawet z górką. Mogliby go zdjąć z twarzą, z honorami. Czas najwyższy. Ktoś naiwny powiedziałby, że już gorszego szefa Straż Graniczna nie może mieć. Może. Może. Ale może także mieć lepszego. Szansa zawsze jest. I nadzieja. W każdym razie temu Pradze już dziękujemy.
Źródło: https://www.salon24.pl/u/szmarowski/1247417,temu-pradze-juz-dziekujemy
Foto: Internet