Poniżej, kilka akapitów o nasyceniu stanowisk związkowych oficerami, oberwie się jednak liniowym funkcjonariuszom.
W przeszłości bardzo często związki zawodowe były kontrolowane przez kierownictwa zakładów pracy. W interesie dyrekcji było, żeby liderem związkowców był ktoś swój, najlepiej krawaciarz z pokoju obok dyrektora. Dzięki temu można było monitorować nastroje, wiedzieć kto jest zadymiarzem, kogo przenieść, zwolnić. Toteż często nie było zgody między kierownictwem związkowym, a pracownikami. Ale to były inne czasy, inne możliwości systemowe.
Jak jest obecnie po „upadku komuny” w mundurowych związkach? Wzrasta liczba oficerów w kierownictwie największej organizacji w SG. Weźmy pod uwagę Zarząd Oddziałowy w Nowym Sączu. Świeżo wybrany skład to dwóch oficerów starszych (w tym Przewodniczący), dwóch młodszych i dwóch starszych chorążych sztabowych. Są to ludzie wybrani przez delegatów z terenówek. Uznali oni, że służbowi zwierzchnicy będą także stanowić władze związkowe. Świadczy to o braku zaangażowania funkcjonariuszy liniowych w działalność związkową. Wolą oni stać z boku i bezpiecznie narzekać na tego, czy tamtego związkowca.
Wolą narzekać jak to jedni jeżdżą po 6 miesięcy na delegowania, a inni wcale. Że w czasie hurtowej ilości kursów chorążackich w SG, na które jeżdżą nawet ludzie z „petami” na pagonach, inni funkcjonariusze odchodzą po dwudziestu paru latach w stopniu sierżanta. Że orkiestra i honorówka nie mają dodatku, itd. Jednak kiedy jest okazja wziąć sprawy w swoje ręce, nie ma chętnych. Funkcjonariuszy ogarnia „strach i imaginacja”, bo stary się wkurzy, nagrody nie da, dodatek zabierze, albo co najgorsze, nie podniesie dodatku przy odejściu! Olaboga!! Niech lepiej inni „związkują”. Liniowy funkcjonariusz woli kontestować na palarni z innymi buntownikami, albo żalić się nocą wędrzyńskim szopom podczas kolejnego delegowania.
Oficer może być świetnym aktywistą, nie przeczę, nawet spotkałem takich. Zakładam jednak, że powstaje ryzyko konfliktu interesów związkowca będącego na stanowisku kierowniczym, dobrze znającego się z komendantami. Co także widziałem. Młody kapral, który popadnie w spór z przełożonym, będzie mieć opory, żeby prosić o pomoc dobrego znajomego swojego oponenta. Może mieć problem, by iść i powiedzieć co myśli, jak zamierza działać.
Kolejna ciekawa sprawa w największym związku w SG to organizowanie spotkań w garniturach. Najpewniej, żeby nie było widać stopni na pagonach. Używa się też sformułowania kolega (kol.) w komunikacji, zamiast podawania stopnia służbowego. Przewodniczący największej organizacji związkowej SG (major), gratulował w Przemyślu nowo wybranemu Przewodniczącemu Terenowemu (kapitanowi) i zebranym. Wszyscy na fotce w cywilkach. Dla kontrastu, w niemundurowych związkach, często na zdjęciach widzimy dumnych aktywistów w pracowniczych uniformach, w najmniej porysowanych kaskach, najlepszych kamizelkach.
Obfite nasycenie oficerami stanowisk związkowych jest korzystne dla kierownictwa SG. Dialog generałów z podpułkownikiem, czy majorem zawsze pójdzie lepiej, niż z jakimś tam sierżantem. Ten stan to efekt bierności liniowych funkcjonariuszy, braku oglądu na sytuację, a często i wyrachowania. Jak wiadomo, pokorne ciele dwie matki ssie. Wkrótce finałowe wybory w Zarządzie Głównym. Czy zobaczymy w składzie jeszcze więcej oficerów?
Każdy kolejny „ gwiazdkowiec” na związkowym stanowisku to wzrost „bezkompromisowej aktywności” na rzecz szeregowych pograniczników. Jak ta „bezkompromisowość” wyglądała w ostatnich latach, opisywaliśmy kiedyś we wpisie „Wybory związkowe w SG”. http://opzzsg.prv.pl/wybory.html