Z powodu podwyższonej absencji policjantów na ulice wysłano kursantów. Choć nie ukończyli jeszcze policyjnego szkolenia podstawowego, chodzą po Łodzi z bronią i ostrą amunicją, bez opieki doświadczonego funkcjonariusza
Około 1600 policjantów z woj. łódzkiego przebywa na zwolnieniu chorobowym. Dla liczącego około 6 tys. funkcjonariuszy garnizonu to ponad jedna czwarta całej załogi (26,6 proc.). Podwyższona absencja przypadła na jeden z najbardziej pracowitych dla formacji okresów. Od 31 października trwa akcja Znicz”, 4 listopada w wielu miejscach województwa mają odbyć się wybory, a przyszła niedziela to data Święta Niepodległości.
Do tych 1600 chorych dodajmy 650 wakatów i ok. 200 długotrwałych zwolnień i wtedy okaże się, że mamy jakieś 2450 braków w garnizonie. Jeśli to prawda, to jestem głęboko zatroskany – mówi Krzysztof Balcer, szef policyjnych związkowców z województwa.
Policja prosi o pomoc
Od środy (31 października) sytuacja kadrowa jest tak zła, że komendanci dwoją się i troją, żeby zapewnić ciągłość służby. Sposoby są różne. Już w środę policjanci z Łodzi powiedzieli „Wyborczej”, że naczelnicy wydziałów sami jeżdżą na interwencje. Dzień później donieśli, że mundurowym z niektórych wydziałów obiecano premię, jeśli zgodzą się pracować przy akcji „Znicz”, a wielu funkcjonariuszom z Komendy Wojewódzkiej cofnięto zgody na urlop.
Dowódcy musieli prosić o pomoc strażaków ochotników, a w niektórych miejscach regionu nad bezpieczeństwem wokół nekropolii czuwała „młodzieżowa służba ruchu drogowego”.
Według Balcera w ostatnich dniach doszło do szeregu uchybień.
– Strażacy mogą kierować ruchem, ale tylko w przypadku akcji ratunkowej. Akcja „Znicz” nie jest akcją ratunkową – mówi.
Kursanci na ulicach
W nocy z czwartku na piątek „Wyborcza” otrzymała wiadomość od zaniepokojonych policjantów. W środę w Szkole Policji w Sieradzu całej 2. kompanii cofnięto przepustki na weekend. Kompania liczy 83 osoby i ponad połowa została wysłana do pracy „na ulicy”. Kursanci mieli wspomóc zabezpieczenie w rejonach cmentarzy na Mani i na Dołach w Łodzi, a także w Łasku i Zduńskiej Woli. Nowicjusze, którzy nie zdali jeszcze egzaminu końcowego, a nawet nie zrealizowali całego programu podstawowego kursu policyjnego, dostali do ręki broń i amunicję. Po miastach chodzili w grupach, po 2-3 osoby, bez asysty prawdziwego policjanta. Nie mieli ze sobą nawet radia.
Foto: NSZZP