Fragment artykułu Roberta Szmarowskiego:
Czy wiecie państwo, co w praktyce kryje się za określeniem „nieetatowy odwód komendy głównej”? Nic innego, jak pospolite ruszenie.
Podobno nie musimy się bać fali żywiołowej migracji, takiej jak ta, z którą zmagają się dziś Węgry. Komenda Główna Straży Granicznej ogłosiła pełne przygotowanie formacji do podjęcia adekwatnych działań. W odwodzie czeka 700 ludzi, których w każdej chwili można przerzucić na zagrożony odcinek. „Jesteśmy gotowi”, obwieszcza tonem kołysanki rzeczniczka MSW.
Otóż nie jesteśmy.
Najpierw rozformowano kilka oddziałów Straży Granicznej na granicy zachodniej i południowej. Czyli wewnętrznej granicy Unii Europejskiej. Potem w pozostałych oddziałach drastycznie zredukowano liczbę etatów. W roku 2014 skala cięć wyniosła 400 stanowisk. Były to głównie etaty wykonawcze, na pierwszej linii. Nawet na granicy wschodniej i w pasie Wybrzeża liczbę etatów drastycznie przetrzebiono. Kierownictwo formacji dumnie prężyło pierś, mogąc pochwalić się niezmienioną efektywnością i wypracowanymi oszczędnościami.
Co oznacza ta „niezmieniona efektywność”? To, że ci, którzy pozostali w służbie, muszą wykonywać swoje obowiązki w warunkach zwiększonej presji. Muszą ogarnąć o wiele więcej zadań jednocześnie. Oczywiście w normalnej sytuacji, gdy wszystko przebiega w rytmie sennej rutyny, można z tym żyć. Ale przy najdrobniejszym nawet tarciu w systemie katastrofa jest nieunikniona.
Czytaj więcej: http://mundurowi.salon24.pl/667472,legion-poboznych-zyczen