Zbulwersował was tytuł w zestawieniu z ilustracją? Zachowajcie spokój i oddajcie się lekturze.
Wyjaśnienie skrótu z ilustracji – MDR, czyli “Mundurowi Dziękują Rządowi”, profil na portalu społecznościowym, który nagłośnił aferę w Szkole Głównej Służby Pożarniczej, gdzie na skutek niekompetencji dowództwa, doszło do licznych zakażeń koronawirusem. Minister grzmiał z mównicy sejmowej, że to fejk newsy, a potem zwolnił rektora.
Czy minister może być idiotą? Pytanie raczej retoryczne. Rodzisz się idiotą, dorastasz, a potem stajesz się uczestnikiem układu wpływowych ludzi, którym wygodnie jest mieć idiotę na ważnym urzędzie.
Historia zna takie przypadki. Nie trzeba daleko szukać. Taki Beck. Przesłanie Marszałka, czyli „balansujcie, dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat”, Beck zrozumiał tak genialnie, że doprowadził do przymierza między Hitlerem i Stalinem, w wyniku czego Polska straciła jedną szóstą obywateli, połowę terytorium i niepodległość na pół wieku.
Z nowszych dziejów można wspomnieć takiego idiotę od „piniędzy”, albo tego drugiego, od kamieni kupy. Trzeci idiota zredukował stan Wojska Polskiego do rozmiarów gwardii pałacowej, która mogłaby spokojnie kwaterować w zakątku stadionu piłkarskiego i jeszcze zostałoby jej dosyć miejsca do ćwiczeń z musztry.
Do czego mają prowadzić te rozważania? Do konkluzji, że gdy ministrem jest idiota, to w zarządzanym przez niego resorcie dzieje się źle.
Od kilku lat mafia panoszy się w Niezależnym Samorządnym Związku Zawodowym Funkcjonariuszy Straży Granicznej. Szefuje jej Kolasa. Doskonale o tym wie Praga, komendant główny Straży Granicznej. Panowie robią sobie wzajemnie dobrze. Praga ma spokój ze związkowcami, nie podskoczą mu w żadnej, nawet najdrobniejszej sprawie. Kolasa na wszystkim trzyma łapę. Za to Kolasa czerpie niemałe profity materialne i oczywiście korzysta z parasola ochronnego, rozpiętego przez Pragę.
Gołosłowne oszczerstwa? Poznajcie szczegóły.
Na początek zobaczcie, jakim Kolasa rozporządza potencjałem umysłowym. Aż trudno uwierzyć, że ktoś taki mógł zbudować taką machinę.
Kolasa objął funkcję przewodniczącego w czerwcu 2017 roku. Na zjeździe sprawozdawczo-wyborczym najpierw przy wódeczce w pokoju hotelowym Kolasa wraz z gronem wiernych przydupasów ukartowali wszystko, w najdrobniejszych szczegółach. Głosowanie, które odbyło się nazajutrz, było już tylko teatrzykiem dla tych naiwnych uczestników Zjazdu, którzy nie mieli pojęcia o sieci nieformalnych powiązań w związkowych strukturach, kryjących się za fasadą transparentności.
Piłkarski Poker Marcina Kolasy
Ta „grupa inicjatywna”, rozdała między sobą wszystkie intratne stanowiska związkowe. Od członków Zarządu Głównego, przez pion kontroli wewnętrznej, po skarbnika ZG. Zabezpieczyli się od każdej strony. Związek jest „samorządny”, więc formalnie trudno wejść tam z zewnątrz z kontrolą. Można, dałoby się, tylko do tego potrzebna jest wola i inicjatywa, którą w pierwszej kolejności musiałby wykazać Praga, szef formacji.
Czy gen. dyw. SG Tomasz Praga osłania mafię?
W 2018 roku Kolasa oddelegował się na fajną wycieczkę do Hiszpanii, Wziął ze sobą trzech kompanionów ze ścisłego orszaku. Oficjalnie było to szkolenie, warsztaty z zakresu praw osób oskarżonych. Wymiana doświadczeń z Rumunami i Hiszpanami. Prawa oskarżonych? W Straży Granicznej? Zadanie SG kończy się na skompletowaniu dokumentacji procesowej. Od stawiania w stan oskarżenia jest prokurator. Ale żeby tam wysłano kogoś kompetentnego, to może nie byłoby się o co czepiać, tylko że ci kolesie w życiu nie zhańbili się liniową robotą.
Straż Graniczna – Kolasa Travels
Długo można by wymieniać wyczyny Kolasy. Jeszcze tylko dwa przykłady.
Kolasa i drugi waleczny towarzysz, dostali w 2019 roku oficjalne dyplomy za… Przeczytajcie sami, nie będę psuł zabawy:
Gdy zacząłem upubliczniać patologie, których dopuszcza się Kolasa, ten, zamiast transparentnie odnieść się do moich zarzutów, wytoczył mi dwa procesy – karny i cywilny. Obsługuje mu to Derlatka, która jak mało kto, umie zadbać o swoją sakiewkę. Pani mecenas doi Związek na każdym kroku i to na grube pieniądze. O tym za chwilę, wróćmy do procesów. Otóż na wynajęcie Derlatki Kolasa dostał od Zarządu Głównego 22 tysiące złotych. Przyklepali mu bez pyknięcia brewki. No w końcu Skarbnik to także brat z loży kolasońskiej.
Jako związkowiec, zwróciłem się do ZG o środki na ten sam cel, czyli na te procesy z Kolasą, z tego samego źródła, czyli funduszu prawnego. Wnioskowałem o 13 tysięcy. Jaki efekt? Oczywiście odmowa, bez uzasadnienia. Za dużo detali musiałbym wymienić, żeby dostatecznie przejrzyście zobrazować to, jaką farsę ze Statutu uczyniła przy tej okazji dziarska ekipa Kolasy. Ale dokumenty są. Są.
Aha! Bo bym zapomniał! Kolasa dostał 22 tysiące, żeby opłacić Derlatkę, która jest prawnikiem na etacie w Zarządzie Głównym. Taki szczegół…
A teraz o Derlatce i Statucie. To tylko drobna ilustracja, co się tam odbywa. Otóż Kolasa bardzo się męczy, czuje się skrępowany. On co prawda ma Statut głęboko tam, gdzie się domyślacie, ale jednak przepisy, to przepisy. A nuż ktoś inny zostanie komendantem głównym i weźmie wreszcie za mordę całe to bandyckie towarzystwo? Lepiej, żeby kontrola nie mogła nic wykazać. Czyli trzeba zmienić Statut.
Derlatka skasowała Związek na 12 tysięcy za konsultacje przy opracowaniu projektu zmian. Produkt finalny trafił w jedyne miejsce, którego był wart, czyli do śmietnika. Zakładał, że struktury terenowe stracą swoją autonomię i staną się komórkami organizacyjnymi Zarządu Głównego. Czym by to skutkowało? Tym, że Kolasa sterowałby ręcznie pracą związkową w każdym z kilkunastu zarządów oddziałowych, a rola ich przewodniczących zostałaby zredukowana do bezwolnych kancelistów.
Czyli dwanaście tysięcy poszło się, prawda… No, nie całkiem. Trzosik Derlatki ładnie spuchł.
Czy można było inaczej? To znaczy taniej i z sensem? Tak. Była konkurencyjna oferta, na cztery tysiące. Czyli na jedną trzecią tego, co Kolasa sprytnie wyprowadził do kieszeni Derlatki. Ofertę złożył emerytowany strażnik graniczny, doświadczony związkowiec, a co więcej, prawnik. Został obśmiany przez kolasowców:
Śmietnik śmietnikiem, ale niewielkie rozmiary mózgu pozostawiają wiele miejsca na marzenia. Można nimi wypełnić pozostałą przestrzeń i nic się nie będzie kolebać. Kolasa nie porzucił marzeń. W drugiej połowie maja 2020 roku odbyło się e-posiedzenie Zarządu Głównego.
Co uzgodniono? Jak zwykle jakiś chłam. Ale jedno z postanowień zasługuje na uwagę. Otóż uczestnicy posiedzenia podtrzymali zdeterminowaną wolę wprowadzenia zmian w Statucie. Z tym, że wśród nich jest nowość. Według nowego Statutu stanowiska związkowe nie będą już… kadencyjne. Rozumiecie? Mafia chce znieść kadencyjność, czyli Kolasa mógłby rządzić dożywotnio i nie musiałby się z niczego przed nikim tłumaczyć. De facto już teraz nie musi, bo nie ma takiego mocnego, który by to na mim zdołał wymusić. Oczywiście żadnego dokumentu z posiedzenia nie opublikowano. Internetowa strona ZG przypomina plażę. Fakt, że pełno na niej flaszek po wódce i psich odchodów, ale żadnych dokumentów tam nie znajdziecie. I nie doprosicie się, no bo Kolasa ma wszystko i wszystkich tam, gdzie była mowa.
Czujecie się znużeni przydługą opowieścią? Wytrzymajcie jeszcze chwilę. Zbliżamy się już do finału.
Jesienią 2019 roku odbył się Zjazd Sprawozdawczy. W wypasionym zakopiańskim hotelu. Licząc z czasem potrzebnym na dojazd, ten karnawał trwał trzy dni. Zgadnijcie, ile z tego zajęły obrady. Nie zgadniecie, szkoda czasu. Trwały trzy godziny. Tak się bawi Don Kolasa. Jedyna uchwała, którą zdołali ułożyć, to potępienie internetowych hejterów, szkalujących Związek. Piękny pokaz stalinowskiej masówki w fabryce mebli ogrodowych. Koszt biby? Organizacja zjazdu kosztowała co najmniej 25 tysięcy złotych. Czyli godzina pracy tych darmozjadów, to ponad osiem tysięcy. Świat należy do tych, którzy wiedzą, jak się zakręcić koło skarbonki.
W trakcie prac nad uchwałą, najgłośniej darł mordę Skibicki. Kto to taki? To jest przewodniczący zarządu oddziałowego w Nadbużańskim Oddziale SG. Ale to jest także facet z zarzutami prokuratorskimi, podejrzany o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Razem z drugim gagatkiem, Grządkowskim, wymyślili, że będą kroić kaskę z lewych odszkodowań. Skaptowali kilku uczynnych lekarzy orzeczników, którzy fikcyjnie poświadczali uszczerbek na zdrowiu zainteresowanych beneficjentów. Klient ubezpieczał się w kilku firmach jednocześnie, a potem regularnie coś sobie łamał, albo mu wypadało ze stawu. W obiegu znalazły się milionowe kwoty.
Skibicki chodzi na wolności tylko dlatego, że wpłacił poręczenie majątkowe, opiewające na kilkadziesiąt tysięcy złotych. I spokojniutko dalej kieruje związkowym zarządem. Na zjazdy jeździ, z prawem głosu. Gardłuje przeciw hejterom. W mafii nikogo to nie razi. No w końcu – swój chłopak.
Wiosną 2020 roku, w okresie nasilenia pandemii, Skibicki bezczelnie brylował w lokalnych mediach, jako operatywny związkowiec. Zapewniał, że cała załoga jest zadowolona, syta, a nawet chłopaki i dziewczyny śpiewają wesołe piosenki, żeby pokazać wirusowi, jak bardzo się go nie boją.
Jednak pojawiły się pęknięcia na tej betonowej powłoce bunkra. Otóż struktury podległe Skibickiemu zaczęli opuszczać związkowcy. W ten sposób związkowy pluralizm zawitał do Straży Granicznej. Szeregi mundurowej Solidarności zasilili pierwsi strażnicy graniczni.
To było oczywiste od dawna. Nikt tak skutecznie nie spopularyzował Solidarności, jak Kolasa i jego banda. No przecież gdyby nie ich gangsterskie wybryki i rozpasanie, nikt nie wpadłby na pomysł, żeby się z tego bagna wypisać.
Strażnicy graniczni w Solidarności
O tym Skibickim i Grządkowskim wie doskonale Praga. I nie odczuwa żadnego dyskomfortu. Ale o tych dwóch i o całej ten bandyckiej machinie wie także Kamiński.
Tak, ten minister. Twórca Centralnego Biura Antykorupcyjnego. W młodości pasjonat Sztyletników, czyli „kedywu” Powstania Styczniowego. Facet kuty na cztery kopyta, nadzorujący służby specjalne. A może nie wie? Ale jak mógłby nie wiedzieć. No przecież musiałby być idiotą. Przecież jest jakieś BSW, prawda? Czyli Biuro Spraw Wewnętrznych. Taka policja w policji, w tym wypadku w Straży Granicznej. A nawet gdyby BSW było skorumpowane, albo nieudolne i przez to szef resortu nie miałby pełnego oglądu sytuacji, to jest dodatkowa komórka. BSW ministerialne. Właśnie po to je powołano, na wypadek, gdyby jakiś ubabrany w mafię Praga, próbował coś zataić przed ministrem.
Ale skoro Mariusz Kamiński nie jest idiotą i doskonale się orientuje w sytuacji, to dlaczego Praga dalej dowodzi Strażą Graniczną?
Skibickiego kryje Kolasa, Kolasę kryje Praga, a Pragę kryje Kamiński? Ten Wielki Nieprzekupny?
[]
Materiały dodatkowe
O losie polskich psów decyduje Praga
Jeśli uważasz, że moja działalność publicystyczna jest wartościowa i chcesz mnie wesprzeć w sądowej batalii z mafią, dorzuć się do mojego funduszu:
Tu było:
https://www.salon24.pl/u/szmarowski/1054361,czy-minister-moze-byc-idiota
Tu jest:
https://portal-mundurowy.pl/index.php/component/k2/item/11876-co-na-to-wielki-nieprzekupny?
Grafiki: MDR