Z prasy i mediów

To nie jest jazda na rowerze… artykuł Jacka Kosmatego o szkoleniu w Policji

(…)”Szczęściarze. Policjantka i policjant z Bytowa. Będą się doszkalać. I słusznie, policjant powinien się doszkalać. Policjantka zresztą też.

Nie wiem, gdzie odbywali swój kurs podstawowy policjanci z Bytowa, ale zapewne wykładowcy, którzy prowadzili z nimi zajęcia, niespecjalnie są zadowoleni z efektów swojej pracy. I nie dziwota, nie uczyli przecież chocholich tańców z zatrzymywanym, a taktyki i technik interwencji. I choć w tym kraju niczego nie można być pewnym, jestem niemal pewny, że wypuścili w teren spod swoich dydaktycznych skrzydeł „pisklęta opierzone”, czyli policjantów potrafiących stosować chwyty obezwładniające, niezbędne w kontakcie z „niesfornym obywatelem”. Jestem pewien, bo wiem ile serca wkładali w swoją pracę instruktorzy taktyki i technik interwencji z „mojej”, katowickiej szkoły.

Jest tylko pewien szkopuł. Ile można nauczyć w ciągu sześciu miesięcy? Nawet jeśli w programie szkolenia podstawowego zajęć z taktyki i technik interwencji jest najwięcej. Ale przecież trzeba jeszcze nauczyć podstaw tego i tamtego prawa, strzelania, zasad łączności, elementów musztry, działań pododdziałów zwartych… Jest tego trochę. Tak, szybko zostaje się policjantem. Znacznie szybciej niż kucharzem, kelnerem, fryzjerem…

 

Załóżmy, że ze szkoły wychodzi policjant przynajmniej jako tako przygotowany do wykonywania swoich zadań. Piszę „jako tako”, żeby się nie narazić policjantom z jednostek terenowych, bo wiem jakie jest ich zdanie na temat tego „jako tako” i poziomu przygotowania „młodych”. Podobno wszystkiego i tak uczą się dopiero w terenie. W zasadzie tak być powinno. Kurs podstawowy to jeno wstęp. Edukacja młodego policjanta trwa nadal. Powinien trafić na doświadczonego opiekuna. Ale doświadczonych opiekunów wymiotło. Poodchodzili ze służby.(…)”

źródło: jacekosmaty.pl
Czytaj więcej: http://jacekkosmaty.pl/?p=3425

W trakcie szkolenia podstawowego, kursant odbywa 40. godzinną praktykę w jednostce terenowej. Ich opiekunami są funkcjonariusze z rocznym, dwuletnim, w porywach – trzyletnim stażem służby. Rzadko zdarzają się opiekunowie z kilkunastoletnim doświadczeniem. Nie inaczej jest po skończonym szkoleniu. „Młody” opiekuje się „młodszym”. A i tak z reguły ta „opieka” odbywa się jedynie na papierze. Umiesz liczyć, licz na siebie i ucz się sam.

Tyle, że umiejętność strzelania, umiejętności z zakresu taktyki i technik interwencji, to nie jest jazda na rowerze. Tak zwykli mawiać  „starzy” instruktorzy wyszkolenia strzeleckiego w „mojej szkole”. Nie nauczysz się tego, tak jak jazdy na jednośladzie. Musisz te umiejętności stale doskonalić. Teoretycznie nie powinno być z tym problemu. Obowiązkowe „aż dwa” strzelania w roku i dwie godziny tygodniowo na „doskonalenie”. Teoretycznie…

W „ramach oszczędności”, jakiś czas temu całkiem sporą grupę policjantów w ogóle „wyłączono” z obowiązkowego strzelania. Pamiętam czasy kiedy strzelałem z tetetki i PM-u. Bo do tego rodzaju broni była amunicja. A jeszcze całkiem niedawno zdarzały się sytuacje, kiedy policjanci, jadąc własnym transportem kilkanaście kilometrów na strzelnicę, oddawali po sześć strzałów. Trzy naboje z jednego magazynka, trzy z drugiego. Zajęcia doskonalące. Jakie zajęcia? Ważniejsze przecież są „wyniki”. Skończone dochodzenia i mandaty. Statystyka głupcze, statystyka…