W służbie stracił zdrowie, a Wojsko traktuje go, jak wroga.
Wstęp
W wyniku rażącego niechlujstwa przełożonych, młody żołnierz doznał tak poważnego uszczerbku na zdrowiu, że znalazł się na progu kalectwa. Przez ponad rok nie doczekał się godziwej zapłaty. Oszczędności i środki z zaciągniętego kredytu zdążyły się dawno wyczerpać, a szansa na pełne wyleczenie oddala się.
Jednostka
Jednostka, na której terenie doszło do zdarzenia, to 38 dywizjon zabezpieczenia Obrony Powietrznej w Sochaczewie.
Żołnierz
Rafał Wiśniewski, lat 26, od 2021 roku zawodowy szeregowy, specjalność kierowca. Ukończył liceum ogólnokształcące w klasie o profilu mundurowym. Po wypadku, to już ponad rok, przebywa na zwolnieniu lekarskim, ale płatnym 80%, bo Armia wije się jak piskorz, byle tylko nie przyznać, że do zdarzenia doszło podczas służby, a poszkodowany żołnierz działał na wyraźne polecenie przełożonego. W końcu Rafał złożył zawiadomienie do prokuratury, a Żandarmeria Wojskowa wykonała pierwsze czynności.
Wypadek
25 stycznia 2023. Tuż po godzinie 7 dowódca drużyny, plutonowy W., wezwał Rafała do pomocy przy rozładunku kontenerów w parku sprzętu technicznego (PST). Użyty został żuraw Hiab 700. Rafał oświadczył przełożonemu, że robi to po raz pierwszy, i nie odbył żadnych szkoleń w tym zakresie, nie ma również badań do prac powyżej 1 metra. Nie otrzymał też żadnych środków ochrony indywidualnej, ani narzędzi do bezpiecznej pracy. Plutonowy zbagatelizował sprawę i podtrzymał polecenie, zapewniając, że to nic trudnego, a z robotą uporają się szybko.
Tragedia nastąpiła w trakcie przeładunku piątego kontenera, który zaklinował się z jednej strony. Przy próbie odblokowania kontenera ten rozbujał się wzdłużnie, wciągając lewą dłoń Rafała, którą zgruchotał o ścianę grodziową skrzyni ładunkowej.
Rafał ułożył się na ziemi w pozycji bezpiecznej, dosłownie mdlejąc z bólu. Plutonowy zaczął się wydzierać, że Rafał sam specjalnie wepchnął rękę pod kontener. Żołnierza przeniesiono na dyżurkę PST, skąd został zabrany na SOR.
Mataczenie
Szybko okazało się, że pilot do dźwigu był niesprawny, o czym plutonowy dobrze wiedział, a mimo tego przystąpił wraz z podwładnym do rozładunku, używając dźwigni przy żurawiu, zamiast pilota.
Aby ratować własny tyłek, dowódca drużyny podał w oświadczeniu, że do wypadku doszło z winy Rafała, przez jego nieuwagę, a wszystkie wymogi bhp zostały należycie dochowane. Przełożeni z pododdziału próbowali naciskać na Rafała, aby sporządził oświadczenie, w którym weźmie całą winę na siebie. Rafał odmówił i zaczęto go szykanować. Między innymi dowódca drużyny, faktyczny sprawca wypadku, wystawił Rafałowi opinię służbową, pomimo, że brak było do tego podstaw ze względu na długotrwałą absencję chorobową Rafała. Opinia bardzo niepochlebna, stronnicza, krzywdząca, ale dowódca plutonu, starszy chorąży sztabowy G., utrzymał ją w mocy, bo stwierdził, że „nie będzie wkraczał w kompetencje dowódcy drużyny”.
Powołano jedną komisję powypadkową, później drugą… Zrobił się już sierpień. Plutonowy utrzymywał, że Rafał samorzutnie majstrował przy kontenerach, a miał tylko polecenie, żeby stać i obserwować. I co? Nie reagował, gdy jego podwładny dosłownie pchał się w gips? Komisja wykonała swoją pracę nieśpiesznie i pobieżnie, nie raczyła się nawet pochylić nad faktem braku szkoleń i badań, a jednostka ociągała się z udostępnieniem stosownej dokumentacji. Oficjalnie dowództwo wzięło stronę plutonowego W., utrzymując, że Rafał sam, z głupoty, wsadzał ręce gdzie nie trzeba.
Większych i mniejszych szykan było więcej. Dowódca jednostki, odmówił przyznania zapomogi na pełne leczenie, łaskawie wypłacając skromną jałmużnę, kroplę w morzu wobec realnych kosztów leczenia i wobec już poniesionych przez Rafała wydatków. Odmówił natomiast wystąpienia wyżej, do MON, które mogłoby przyznać odpowiednie środki.
Inni żołnierze regularnie taką pomoc otrzymują, i to w większym zakresie w błahszych sprawach…
Brak pieniędzy jest kluczową przeszkodą w leczeniu. Dłoń Rafała wymaga skomplikowanej operacji, którą może przeprowadzić tylko prywatnie. 80% uposażenia wystarcza ledwie na życie, ale nie na usługi prywatnej służby zdrowia.
16 lutego 2024 roku komisja wydała decyzję, uznającą zdarzenie za wypadek w służbie, w myśl art. 508 Ustawy o obronie ojczyzny, ale dowódca jednostki, podpułkownik Andrzej Kujawa, w oficjalnym piśmie oświadczył, że i tak nie ma podstaw do naliczenia Rafałowi wyrównania zaległych 20% uposażenia.
Gdy w sprawę zaangażował się prokurator i ŻW, Rafał dowiedział się, że zostanie zwolniony z służby, bo raz, że za długo przebywa na zwolnieniu, a dwa, no niestety ma słabą opinię. Tę krzywdzącą opinię, która w ogóle nie powinna zostać sporządzona, a wystawił ją przełożony, któremu najbardziej pali się koło tyłka przez ten wypadek.
Dłoń Rafała obecnie
Stan swojej dłoni Rafał opisuje następująco:
Doszło do uszkodzeń i ubytków nerwów. Mam około 50-60% sprawności dłoni. Staw w małym palcu mam w ok. 90% zblokowany, serdeczny około 50%, środkowy 5-10%. Mam często niedowłady, drętwienia, zmienione czucie, odczucie, że to nie moja dłoń, gdy coś dotykam. Bardzo często mam też uczucie wbijania noży w stawy IV kości śródręcza, nie mogę zacisnąć pięści, a ból nie raz kończy się na wysokości barku lub łokcia w związku z uszkodzeniem gałązki nerwowej. Dodatkowo mam skrócenie V kości śródręcza lewego o niecały centymetr. Lecą mi przedmioty z rąk, nie mam pełnego uścisku itp. Raz kubek czy talerz zaniosę, a raz potłukę i nie wiem nigdy kiedy.
Jak coś mam robić, to głównie operuję kciukiem, środkowym i serdecznym. Jednak wyjęcie np. drobnych z portfela bez pogubienia, graniczy z cudem.
Zawiadomienie
Rafał złożył do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa z artykułu 231 kk, w związku ze skierowaniem do prac bez wymaganych szkoleń i badań, oraz w związku z uchybieniami w procesie powypadkowym. 24 kwietnia 2024 został przesłuchany przez Żandarmerię Wojskową, która w efekcie podjęła postępowanie sprawdzające w myśl artykułu 231 kk.
4 lipca 2024 roku w Mazowieckim Oddziale ŻW odbyła się konfrontacja z plutonowym, pardon, już sierżantem. Wypadek, jak widać, jego karierze, zupełnie nie zaszkodził.
8 sierpnia 2024 roku Rafał zapoznał się ze swoimi aktami personalnymi – w związku z wszczęciem wobec niego procedury wydalenia ze służby. Wydalenie armia uzasadnia po pierwsze tym, że uzyskał negatywną opinię służbową. Czyli tę, którą sporządził zamieszany w wypadek plutonowy (już sierżant), a która w ogóle nie miała prawa powstać, bo Rafał przebywał na zwolnieniu lekarskim. Drugi powód wydalenia, to rzekoma bierność Rafała w odniesieniu do tej jego zdruzgotanej dłoni. Chłopak dwoi się i troi, na ostatnich zaskórniakach, zadłużony po uszy, doczołguje się na kolejne badania i zabiegi, lekarze zgodnie oceniają jego zaangażowanie, jako bardzo aktywne, rzetelne i imponujące, a Wojsko swoje…
Zapoznanie odbyło się w okolicznościach, najdelikatniej mówiąc, kuriozalnych. Rafał stawił się w jednostce wraz ze swoim pełnomocnikiem. Strona służbowa posłała podoficera i panią prawnik. Podoficer z miejsca strzelił focha, że jak tak można, z adwokatem przychodzić. I taki nafochany pozostał do końca spotkania, momentami oscylując na granicy pospolitego chamstwa. Sporo się w służbie spotyka takich odważnych wobec młodszych stopniem.
W trakcie zapoznania z dokumentami, Rafał odkrył, że jeden dokument zniknął z jego teczki, ale za to przybył inny, z jego podpisem, chociaż Rafał nigdy tego kwitu nie sporządził, ani nie podpisywał. Na całe szczęście, Rafałowi asystował adwokat, bo ten naburmuszony chorąży z początku odmówił nawet sporządzenia protokołu z czynności.
Morał
Smutny paradoks – publikacja tego artykułu zbiega się ze świętem Wojska Polskiego. Ale to nie jest tylko wojskowa tradycja, że ten szarak na końcu łańcucha pokarmowego, który służy za etosy, da sobie w głowę nawbijać bajek o dobru służby i o tym, że od niego zależy los całej jednostki, a ci, na których spoczywa największa odpowiedzialność, mają wszystko głęboko gdzieś i jak przyjdzie co do czego, to w pierwszej kolejności utopią tego szaraka, żeby tylko własne tyłki chronić.
Wstyd Armio, wstyd. Żołnierz poniósł szkodę, stała się krzywda, a wy kręcicie, mataczycie i skąpicie pieniędzy, żeby chłopak mógł chociaż rękę uratować. Gdzie wasz honor? Gdzie odwaga cywilna?
A tu słówko do was, dowódcy, od Rafała:
Poszedłem do wojska, bo wierzyłem w ideały, marzyłem o mundurze, byciu żołnierzem. A jak poznałem to od środka i po takim wypadku zostałem zdany sam na siebie, to naprawdę jestem w głębokim szoku.
============
Zrzutka Rafała – NA LECZENIE I NA PRAWNIKA
zrzutka.pl/ntf3h6
Czytaj więcej, źródło: szmarowski.blogspot.com
Wcześniej było na: www.salon24.pl